Tak było w Marklowicach, czyli trochę opowieści ...

21 wrzesień 2009

Tak było w Marklowicach, czyli trochę opowieści ...

 

No i po zawodach. Jak to napisali żartem na Skipolu. Tomaszów zdominował całe zawody. A tak na poważnie, to nasze pomarańczowe koszulki były widoczne wszędzie, i podczas zawodów, i podczas dekoracji. Zgarnęliśmy większość pucharów  w młodszych kategoriach, puchar dla najlepszej zawodniczki (powędrował do Gośki) i ogrom nagród od organizatorów. Podwozie autobusu przez te wszystkie słuchawki, mikrofony, kamery komputerowe, kaski, rakiety do tenisa, rękawiczki rowerowe i narciarskie, suszarki do butów i bidony obniżyło się  na pewno o kilka dobrych centymetrów.

Całe zawody można uznać za udane. Piękna pogoda dopisywała przez oba dni startowe, trasa ciekawa. Pętla 2km., która poprowadzona została na kwadracie na obrzeżach Marklowic. Jedna duża górka, pod którą stali prawie wszyscy kibice. Zjazd, którego przestraszyły się nasze najmłodsze dziewczyny (prawdę mówiąc, to im się nie dziwie, górka dużo bardziej stroma niż z Pasiek) i reszta trasy po względnie prostych odcinkach. Organizacja zawodów profesjonalna, atmosfera sympatyczna. Przez cały czas można się było zajadać ciastkami zasponsorowanymi przez marklowickie ciastkarnie (ku uciesze Grupy Misiaczków). Furorę zrobił kołacz, na którego p.Żółkiewski czekał od samego rana. Wieczorem po pierwszym dniu startów odbyła się  konferencja i prezentacja Holmenkola przez przedstawiciela firmy z Niemiec. Pan Tomas zaproponował nam nową technologię którą zaczyna się stosować w produkcji smarów narciarskich. Jako przykład, co ta nano technologia cfc potrafi rozdał na sali próbki "suchej wody" (fizycy niemieccy za ten wynalazek otrzymali 2 lata temu Nagrodę Nobla). W technologii chodzi o to, żeby specyfik położony na narcie odbijał ze ślizgu cząsteczki wody. Po 2,5h wykładzie, który nas zadziwił i jednocześnie skłonił do myślenia co jeszcze ludzie zdołają wymyślić w najbliższej przyszłości trener zgodził się, żebyśmy odwiedzili i trochę się powydurniali na 'Tropikalnej Wyspie'- marklowickim Parku Zabaw. Obiekt świetny, rozrywek nie braknie, zadbany, strzeżony i otwarty do późnego wieczora. Tomaszów może tylko pozazdrościć! Wspinaliśmy się na sztucznych ściankach wspinaczkowych, zaliczyliśmy wszystkie zjeżdżalnie i huśtawki, lecz najbardziej nam się podobało imitowanie  na butach zjazdów deskorolkowych na rampach. Po 1,5h relaksie wróciliśmy na halę na kolację i zasłużony odpoczynek. Rano pobudka o 7.30, bo od 8.30 otwarcie tras i powtórzenie z dnia wcześniejszego. Tylko taka zmiana była, że wolne miały nie najstarsze kategorie, ale najmłodsi. Za to Kai, Sobólkowi i Wawrzusiowi dowalili tyle, że ich prawie z trasy trzeba było znosić...

Po biegu pyszna kiełbacha z grochówą, jednak postawiła wszystkich na nogi i teraz cali, zdrowi i co najważniejsze w jednym kawałku (bo bez żadnych upadków) siedzimy w autobusie.

Z każdą minutą zbliżamy się do Tomaszowa. Z każdą sekundą jesteśmy bliżej śmierci z ugotowania lub dostania szoku przez charakterystyczne ultradźwięki Natalki lub muzyką Morszczyna. Kropkę przepełniający czaszę goryczy jest fakt że Grupa Misiaczków nie zrobiła zapasów na drogę i teraz umiera z głodu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

 

Na szczęście nasz Kochany Trener nie dał nam umrzeć z głodu i zorganizował wszystkim postój z pysznymi kanapeczkami. Własnoręcznie zrobione, zagryzione pomidorkiem uratowały nam życie.

 

 


Proszę czekać... Proszę czekać...